czwartek, 7 maja 2020

BAJKA O KRÓLU LEONIE

BAJKA O KRÓLU LEONIE


   Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... 
- jakże inaczej mogłaby się zaczynać nasza siódemkowa bajka..?? :) 
..w malowniczym Siedmiogrodzie, położonym pomiędzy pasmem siedmiu Gór Królewskich a siódmym dopływem rzeki Polanki, żył król Leon. Zapatrzony w siebie, nieco narcystyczny, mający w życiu prawdziwego pecha, ale o wrażliwości tak wielkiej, że zdołałby obdarzyć nią połowę ze swych poddanych.

   Król Leon był prawdziwym miłośnikiem marchewek. Nie wiadomo skąd się owa miłość wzięła, ale faktem pozostawało, że uprawie marchewek poświęcał wiele czasu, traktując warzywa niejako jak swoich najdroższych przyjaciół.
   Pewnego ranka, kiedy król Leon otworzył  oczy  stwierdził, że  niestety znów świeci słońce i na jego  marchewki nie spadnie ani kropla deszczu! Jedyny plus tej katastrofy to jego piękna opalenizna.  Po ułożeniu nieskazitelnej fryzury, wyszedł na pole marchewek, gdzie ze zdumieniem zobaczył  stworzenie, pożerające jego ukochane marchewki. Chcąc ratować biedne roślinki zaczął biec przez pole, aby dopaść to stworzenie. Jednak nie zauważył żółwia, o którego nieszczęśliwie się potknął.. w efekcie łamiąc zęba..Mimo to nie poddawał się i biegł dalej. Kiedy dobiegł do celu, ku jego zdumieniu okazało się, że to było zwierzę z jego koszmarów sennych. Zaczął krzyczeć. Przestraszone zwierzę odwróciło się w jego stronę i rozbłysnęło niebieskim, lodowym światłem. Przypomniał mu się film, który kiedyś oglądał, film o magicznych stworzeniach. To był lamorożec, który miał moc spełniania życzeń w zamian za coś cennego i ważnego dla danej osoby. Przestraszony Leon wzdrygnął się i otworzył oczy, leżąc w swoim łóżku, stwierdził, że wreszcie spadł deszcz.
   Po śniadaniu król zasiadł na swoim tronie popijając sok marchewkowy i głaszcząc leżącego na kolanach kota Fergusona. Nagle wpadł na szalony pomysł- podróż w nieznane! Czas na przygodę! Nie zwlekając poprawił fryzurę, spakował potrzebne rzeczy, kilka marchewek i ruszył w drogę, polecając Fergusonowi, aby zaopiekował się polem marchewek. Chwycił walizkę, podbiegł do kominka i wrzucając tam trochę proszku Fiuu, wskoczył krzycząc : do Afryki! Ogień w kominku trzasnął, prasnął, zamigotał odbijając się zieloną poświatą na ścianach komnaty i trrrach!! Król zniknął. 
Po chwili siedział już  na gigantycznym drzewie. To był baobab. Wtem poczuł dziwny zapach, jakby coś się paliło. Rozejrzał się i zobaczył światło, a daleko przed sobą grupę ludzi tańczących wokół ogniska . Wydali się mu strasznie dziwni: byli czarnoskórzy, pomalowani w dziwne wzory,  ubrani w śmieszne spódnice z LIŚCI. Obserwował ich przez chwilę w zaroślach, ale oblazly go wielkie mrówki i z krzykiem wyskoczył z krzaków.  To koniec,  pomyślał.  Zapadła cisza. Zwrócił uwagę oryginalnie wyglądających tancerzy. Teraz już wszyscy na niego patrzyli.  Podszedł do niego jeden z NICH, w wielkim pióropuszu na głowie, i gestem zaprosił go do wspólnego ogniska.  Zaczęli go częstować dziwnymi napojami, a nawet pieczonymi robakami.  Rzecz jasna, poczęstował Leona upichconym robactwem, a grzeczność wobec nieznanych osób wymagała, by ich skosztować. Obrzydzenie jednak wzięło górę i król nie chciał ich zjadać, bo przecież kocha przyrodę... ale nie chciał być niegrzeczny i zjadł dziwną strawę , popijając dużą ilością dziwnego gęstego płynu.  Nagle stwierdził, że znów jest w domu, na polu marchewek,  a Ferguson podlewa marchewki. Idąc do pałacu pomyślał, że ci ludzie nie byli aż tacy źli i że na pewno tam wróci, aby poznać ich bliżej.
   Następnego dnia król Leon, jak co dzień, spędził prawie godzinę nad ułożeniem swojej idealnej fryzury.Patrząc w lustro podziwiał jakim jest wspaniałym królem.W myślach miał nadal wczorajszą fascynującą przygodę. 
- Och tak chciałbym przeżyć coś podobnego!! - pomyślał.
Wtem wstał i poszedł sprawdzić jak się mają jego cudowne marchewki. Świat bez nich byłby taki smutny - pomyślał. 
- Ferguson, kończ szybciej, twoje marchewki potrzebują wody!- wykrzyknął ze skrzywioną miną. 
Przechadzając się po posiadłości zauważył nagle mały przedmiot leżący pod drzewem.
To był drewniany,czarny ołówek. Tego dnia król Leon jeszcze nie wiedział że to nie jest zwykły ołówek.Schował go do kieszeni i poszedł dalej....




CDN... ;)

2 komentarze:

  1. Zaczyna się ciekawie....czekamy na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy początek, czekamy na więcej :)

    OdpowiedzUsuń