sobota, 22 grudnia 2018

Coraz bliżej święta, coraz bliżej...

... spieszę do Was niczym upstrzona światełkami, świąteczna ciężarówka Coca-Coli :), by złożyć Wam życzenia.



Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam z całego serca
wspaniałej atmosfery podczas chwil spędzonych w gronie najbliższych,
 radości, uśmiechu, wspaniałych prezentów (bo byliście grzeczni, prawda??) :)
i tego, byście w pełni odczuli magię tych Świąt.




W moim domu panna - choinka już ubrana. Pozostało mi jeszcze ozdobić dom jemiołą i zawiesić wianek świerkowy.  No i świąteczne porządki czas zakończyć...




Teraz uciekam do prac porządkowych. Wieczorem czeka mnie nagroda - kubek gorącego kakao. Lubicie?? :)



HO HO HO....!!!!!!!!!!!!!!!
:)

wtorek, 18 grudnia 2018

Zabieganie, postanowienia i nowa nazwa bloga

   Jak Wasze przygotowania do świąt? A może ich nie obchodzicie i wyczekujecie już wolnych dni?? :) Macie już plany? Ja marzę o leniuchowaniu, błogim relaksie kanapowym w asyście ciepłego pledu i aromatycznej herbaty.
Każdemu przyda się odpoczynek. Czas płynie nieubłaganie i mamy już - prawie - za sobą pierwszy semestr roku szkolnego. Rety....
Jestem ciekawa, czy macie jakieś noworoczne postanowienia. Warto je mieć, bo wejście w nowy rok jest idealnym momentem na poczynienie postanowienia zmiany - zachowania, nawyków, może trybu życia.. Nigdy nie jest za późno na dobrą zmianę, pamiętajcie ;)

Jeśli już o zmianach wspomniałam..
Blog póki co raczkuje i dopiero się poznajemy. Oglądalność (a może raczej "czytalność") wciąż rośnie, więc jest dobrze. Mamy na koncie już pierwszy komentarz, hurraaaa!!! :)))
Strona będzie ewaluowała z biegiem czasu. Teraz przyszedł czas na dopracowanie nazwy bloga. Co o niej sądzicie? Podoba się Wam, czy chcielibyście ją zmienić? A może macie jakieś super-hiper-odlotowe propozycje na nową nazwę??
Wypowiedzcie się!!
Ja w szkole zbieram Wasze (uczniów) propozycje i zapisuję sobie te najciekawsze. Fajnie byłoby, gdybyście wypowiedzieli się tu, wpisując komentarz, co sądzicie o nazwie i czy chcielibyście ją zmienić. Piszcie, proszę, proszę, proszę!!

   Ja już ubieram choinkę i robię świąteczne porządki. Robię też miejsce w brzuchu na barszczyk z uszkami. Lubicie? Może macie jakiś ciekawy, sekretny przepis, którym chcielibyście się (nieco mniej sekretnie) podzielić?

Czekam tu na Was :)

wtorek, 11 grudnia 2018

Obserwator-operator, czyli o niepokojących tendencjach

   Kilka dni temu na wp.pl natknęłam się na artykuł opisujący bójkę dzieciaków pod jedną z polskich szkół. Sytuacja dotyczyła zdarzenia, w którym wzięła udział grupa uczniów w wieku 10-12 lat. Kilku chłopców pobiło jednego chłopaka, a całemu zdarzeniu przyglądały się dziewczynki. Nie dość, że nie wezwały pomocy, to nagrywały całe zdarzenie telefonem. Tak, stały spokojnie i nagrywały. Po co? By później to wrzucić do sieci, albo szpanować przed kolegami nagraniem. Mnie zaś zastanawia, co w głowach mają takie dzieciaki??
   Należy pamiętać, że jeśli chodzi o podobne zdarzenia, konsekwencje ponoszą nie tylko bezpośredni sprawcy przemocy, ale i obserwatorzy, którzy nie reagują. Nazwałam ich obserwatorami-operatorami, bo zachowują się niczym operatorzy kamer pracujący nad brutalną sceną kryminału. Tyle że to są dzieci. Nieletni, przed którymi życie stoi otworem i dla których życie dopiero się zaczyna. Zaczyna, lecz może się "skończyć", bo przez takie zachowanie (obserwacja+brak reakcji+nagrywanie zajścia) można zaprzepaścić całe przyszłe życie. Problem chyba tkwi w tym, że niewiele dzieciaków sobie z tego zdaje sprawę.. a powinno się o tym głośno i często mówić.
Z kolegami i koleżankami z kolei jest tak, że z chęcią obejrzą sensacyjne nagranko - pośmieją się pewnie, wykażą podziw, powiedzą, że to nie lada odwaga nagrać coś takiego. Jednak czy w istocie tak właśnie myślą..? Nie. W głowie od razu świta im myśl, że obserwator-operator tak naprawdę jest niemądry, nieostrożny i że sami by się takiego przedsięwzięcia nie podjęli. Nie nagrywaliby, a już na pewno nie przyglądaliby się bójce. Bo wiedzą, że to głupota. Wiedzą, że trzeba reagować.

   Jakaś dziwna i niezrozumiała dla mnie ( i wielu z Was zapewne) moda nastała na to nagrywanie. Nagrywa się wszystko. Ludzie jakby w jakimś amoku, nagle zaczęli cały świat oglądać przez szybkę telefonu. Żyją przez okienko aparatu, kamery. Patrzą na świat przez aparat. Nie oglądają już koncertu własnymi oczyma, robią to przez telefon. Wszystko nagrywają, zupełnie jakby świat odtwarzany na telefonie był bardziej atrakcyjny od tego realnego. No dobrze, może nagrywanie pozwala przeżyć coś jeszcze raz, zachować na dłużej wspomnienie, ale czy to całe rejestrowanie nie może się odbywać nieco rzadziej, albo czy nie można po prostu nagrywać i patrzeć prawdziwie na świat, tak zupełnie obok aparatu..?
Tak nie powinno być. Życie nam w ten sposób umyka, umykają bodźce, to, co piękne i przyjemne. Zanika też gdzieś pierwiastek ludzki, bo zamiast - co wydaje się naturalnym - zareagować na zło, agresję, stoimy biernie, przypatrujemy się i.. bezmyślnie NAGRYWAMY.

   Warto się nad tym chwilę pochylić, zastanowić. To dziwna moda, tendencja, która prowadzi donikąd, o ile nie w czeluści jakiegoś odczłowieczenia. Bo w końcu tym się człowiek od zwierzęcia różni, że wrażliwy jest na cudzy ból, na krzywdę. I nie poluje jak zwierzę, lecz Reaguje. Zapobiega złu. Nie powinien stać i się przyglądać, lecz reagować - wezwać pomoc, nawet krzyczeć...
Bo przecież jesteśmy LUDŹMI, prawda..??

   Rozmawiajmy o tym w domach. Naprawdę warto.

piątek, 7 grudnia 2018

O niebieskich migdałach, czyli jak się skutecznie nauczyć

   Jest popołudnie. Siadasz przy biurku. Otwierasz książkę z historii. Zaczynasz czytać temat: " W 1939 roku wybuchła druga wojna światowa, która przyczyniła się do....."......................... "W 1939 roku..."......
Pięć lat później: " W 1939 roku wybuchła.."
Znasz to?? ;)

Chyba każdy z nas tego doświadczył. Tego, że uczysz się i uczysz..wydawać by się mogło godzinami i w nieskończoność..a w głowie wciąż pustka. Nic. Tylko jakieś aniołki latają, diabołki jakieś, gwiazdki świecą i takie tam.... Niby próbujesz się skupić, wkładasz wysiłek, czytasz, ale ciągle masz problem z zapamiętaniem. W głowie nic nie zostaje. Denerwujesz się.
Rozpraszają Cię bodźce dookoła - bo przyjdzie sms, bo spojrzysz na ekran laptopa, bo spoglądasz za okno.. O, jeden z naszych uczniów na przykład "zawiesił się" ostatnio na lekcji polskiego i został przyłapany przez nauczycielkę na tym, jak z rozrzewnieniem wpatruje się w niebo za oknem. Wyrwany z letargu i zapytany przez nauczycielkę o to, co go tak "wciągnęło", odpowiedział z rozmarzoną miną: "Bo te chmury tak szybko płyną..." :D
Ciężko się czasem skupić, prawda?
Jednak na wszystko moi drodzy jest sposób. Zdradzę Wam kilka wskazówek, które pomogą Wam lepiej zapamiętywać treści i skuteczniej się uczyć.

   Zacznę od metody, która jest jedną z - według mnie - najskuteczniejszych. Jest to metoda obrazkowa.
Nie chodzi tu absolutnie o to, byście każde zdanie rysowali, czy zapamiętywali treści przypinając np.nad biurkiem zdjęcie krowy czy jelenia. Nie. Chodzi o wyobraźnię. Spróbujcie sobie wyobrazić to, czego się uczycie. Jeśli na przykład musicie zapamiętać zdanie mówiące o tym, że władcy Rosji i Niemiec postanowili współpracować i podpisali pakt o nieagresji (potencjalnie trudne słowa: pakt i nieagresja), wyobraźcie sobie całą tę sytuację: Spotyka się dwóch facetów. Każdy z nich jest przywódcą. Nie są młodzi, pomyślcie nad ich wyglądem zewnętrznym. Pomyślcie o miejscu, w którym się znajdują. Jest tam jasno, czy ciemno? Wyobraźcie sobie, że spotykają się ze sobą, rozmawiają, ustalają coś między sobą, po czym podpisują dokument. Wizualizuj w swojej głowie ten dokument - kartkę z pożółkłego papieru, wypisaną starym drukiem, podpisywaną pięknym piórem i równie pięknym, pochyłym stylem pisma. Widzisz, jak obydwaj władcy podpisują dokument i są zadowoleni. Z czego? Jak myślisz? Wyobraź sobie, o czym myśleli, dlaczego cieszyło ich to, co właśnie zrobili. Zobaczyliście to tak jak ja? Idę o zakład, że tak.
Takie wizualizowanie (czyli wyobrażanie sobie, odtwarzanie sytuacji w myślach) bardzo pomaga w zdobywaniu wiedzy.

   Kolejną metodą jest metoda skojarzeń. Załóżmy, że musisz się nauczyć nazw przypadków.
Mianownik, Dopełniacz, Celownik, Biernik, Narzędnik, Miejscownik, Wołacz. Wiesz już, że jest ich siedem. Jeśli masz problem z zapamiętaniem nazw, skojarz je sobie z czymś, np. Mianownik z mianowaniem na rycerza, Dopełniacz z dopełnianiem butelki, Celownik z celowaniem do tarczy, Biernik z biernością, Narzędnik z narzędziami, Miejscownik - wiadomo, z miejscem, a Wołacz z głośnym wołaniem kolegi. I tak oto, jeśli zapomnisz nazwy pierwszego przypadku, mechanicznie świta Ci w głowie, że "to było coś z rycerzem i z mianowaniem na rycerza, więc.."  - to naprawdę działa ;)

   Niezawodną metodą jest na pewno powtarzanie. Czytanie wielokrotne treści. Z tym wiąże się także metoda wzrokowa - gdy czytasz kilkakrotnie jakiś tekst, automatycznie kodujesz w swojej głowie obrazy. Potrafisz w głowie szukać odpowiedzi na pytanie, przypominając sobie wygląd kartki z podręcznika, układ wiadomości na stronie i obrazy. Ci, którzy czytają bardzo dużo, opanowują te metody do tego stopnia, że potrafią poznać treść strony książki nie czytając wierszy po kolei, tylko "lecąc wzrokiem" przez środek kartki, od góry do dołu, pionowym ruchem. Niby nie czytasz, a jednak wiesz. Magia, co? ;) Zdradzę Wam, że mnie już się zdarzało w ten sposób czytać. Szczególnie "lekko nudnawe" książki, które musiałam pochłonąć, gdy studiowałam ;) Ale..ćśśśśśśś ;)


   Nie bacząc na różne metody uczenia się, bardzo ważną sprawą, albo i najważniejszą, jest sam proces skupienia uwagi, wyciszenia się. Ucząc się nie włączaj "żywej" muzyki, ani utworów ze słowami, które znasz, bo automatycznie twój mózg będzie chciał je powtarzać, zamiast maglować treści mniej przyjemne i nowe, których musisz się nauczyć (a których Twój zmęczony mózg przytulić raczej nie chce) ;)
Włącz muzykę relaksacyjną. Możesz szukać na YT. W sieci jest tego od groma. Wpisz hasła (najlepiej po angielsku - znajdziesz tego więcej) "relaxation music", "spa music", "meditation music", "waterfall sounds" itp. Taka muzyka na pewno wpłynie pozytywnie na proces myślowy i pomoże Ci zapamiętać to, czego się uczysz. Możesz też uczyć się w ciszy.
Zadbaj o stanowisko pracy - o porządek na biurku. PS.: nie tłumacz obecności skórki od banana czy talerzyka po pączku "artystycznym nieładem", mówmy otwarcie - to zwyczajny bajzerłagan ;)


   Jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało.
Odzywajcie się w komentarzach, a jeśli macie jakieś problemy techniczne z ich dodawaniem, dajcie znać na maila: pedagozkasp@wp.pl

Czekam na odzew i pamiętajcie o tym, by korzystać z metod relaksacji i metod skutecznego uczenia się, to naprawdę działa!!



wtorek, 4 grudnia 2018

Przedmikołajkowo - na co czekamy??

   Ale że niby co..? Że nie istnieje? Ten w czerwonym kubraku, z białą jak śnieg brodą i worem prezentów na plecach?
Bzdura. Istnieje. W nocy zakrada się do Waszych domów i robi rozeznanie - kto był grzeczny, a kto był...powiedzmy.... "grzeczny inaczej" ;)
Tak tak, zaraz znajdą się sceptycy (czytaj: niedowierzający), którzy powiedzą, że nie ma opcji, by Mikołajowaty wszedł do ich domu, bo komina brak, a okna szczelne jak słoik po pasteryzacji. I tu się mylicie, bowiem sędziwy Pan M. na wszystko znajdzie sposób, gdy mu zależy. Znacie to? Gdy Wam na czymś zależy tak bardzo, że zawsze znajdziecie sposób, by osiągnąć cel? Ba, na pewno znacie!!
Otóż Mikołajowaty ma wiele opcji do wyboru: przy braku komina i uchylonego okna, szuka szczelin w drzwiach wejściowych. Gdy takowych nie znajduje, grzebie w wentylacji (ja na przykład wiem, dlaczego wentylacja w moim domu nie zawsze sprawnie działa - na bank wkręciła Mu się kiedyś broda..!!). Ostatecznie korzysta z teleportacji. Oglądaliście Harrego, prawda? Ma święty pewnie jakiś świstoklik czy inne ustrojstwo... Przyznam, tego jeszcze nie rozpracowałam. Wiem jedno: gość musi posiadać umiejętność kurczenia się i "rozprężania" z prędkością światła. Musi to robić bezszelestnie, nie jest zatem na pewno fajtłapą (przyznacie, że mając taki brzuszek, niełatwo jest poruszać się nocą w pomieszczeniach, których się raczej nie zna..). No zgrabny jest facet, ot co.
Czasami, gdy ma za dużo na głowie (nie chodzi mi o burzę siwych włosów, ani czerwoną czapkę), musi wyręczyć się dorosłymi - rodzicami, dziadkami, rodzeństwem, wujkiem czy ciocią. Zleca wówczas dostarczenie prezentów pod choinkę, pod poduchę, albo w inne, ulubione przez dziecko miejsce. Miejsce musi być dostosowane do wielkości prezentu.Czasami bowiem zdarza się, że w prezencie zostawia nie drogą zabawkę, lecz dobrą czekoladę, czy piękne jabłko. Bo nie każde dziecko, wbrew temu, co nam się pokazuje i opowiada, wymaga drogich prezentów. Są tacy, co cieszą się z drobiazgów, albo - co najcenniejsze - z czegoś, co Mikołajowaty (albo jego armia pomocników) wykona własnymi rękoma. Może skarpety z fajniastym wzorem (dwie różne, jak u Zgredka..?), może ręcznie wykonany piórnik.... Wiecie, że rękodzieło jest teraz w cenie, a że Pan M. zwykł dostosowywać się do panujących trendów, możecie się spodziewać pod poduszką/choinką/czymś-tam-jeszcze czegoś, co wprawi Was w niemałe zdumienie ;))

   Ja osobiście najbardziej cieszę się z drobiazgów. Te, które otrzymuję szczerze, z "kawałkiem czyjegoś serca", są najwspanialsze. Mikołajowatego jeszcze nie udało mi się spotkać. Czasem zleca mi to i owo..ale kontaktujemy się jedynie telefonicznie. Incognito, żeby nie było.



   A na co Wy czekacie? Macie jakieś mikołajkowe marzenia???? Piszcie!! :)))